Otwierając
oczy poczułam naprawdę silny ból głowy. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie
czułam tak mocnego bólu. Poczułam na swojej dłoni dotyk Justin’a, a po chwili
usłyszałam jego głos pytający, czy wszystko ze mną w porządku. W odpowiedzi kiwnęłam jedynie twierdząco
głową. Kiedy przypomniałam sobie co było powodem mojego zemdlenia, zachciało mi
się płakać. Kilka pojedynczych łez wypłynęło mi z oczu. Musiałam wiedzieć, czy
wiadomo coś jeszcze na temat tego wypadku, w którym zginęli moi rodzice oraz dziadkowie.
To prawda, nigdy za nimi nie przepadałam. Przestałam ich kochać z chwilą, gdy
zaczęli mnie perfidnie wykorzystywać. Ale kiedy zobaczyłam ich zdjęcia, jako
zdjęcia ofiar wypadku, poczułam się naprawdę źle. Leżąc tak na kanapie w
salonie nagle zorientowałam się, że nie mam już nikogo. Że zostałam całkiem
sama. Oczywiście, nie licząc Justin’a, Pattie oraz Christian’a, którzy odrywali
naprawdę ważną rolę w moim życiu, ale nie byli oni moją rodziną. Teraz wszelkie
ich długi, problemy finansowe i wszelkiego rodzaju kłopoty zapewne spadną na
mnie, a wtedy… nie wiem co zrobię. Spojrzałam na Justin’a, który zbierał się na
odpowiedzenie na moje wcześniejsze pytanie.
- W telewizji prosili, by członek rodziny przebywający w mieście zgłosił się na policję. – powiedział.
- Nie znam nikogo z rodziny, kto jeszcze tutaj mieszka. Możliwe, że mogę być jedyna – odparłam cicho.
To było tak przytłaczające, że aż odechciewało mi się żyć. Ale trudno. Wierzyłam, że Justin nie opuści mnie teraz i pomoże mi w sprawach związanych z tym wypadkiem. Nawet nie musiałam go o to pytać. Od razu zadeklarował się, że pójdzie ze mną na posterunek i w razie potrzeby wyjaśni za mnie pewne sprawy. W końcu wiedział o mnie tak wiele!
Minęła godzina, a ja wreszcie poczułam się normalnie. Ból głowy minął więc swobodnie mogłam podnieść się z kanapy. Pattie już wcześniej zadzwoniła na posterunek i umówiła mnie oraz Justin’a na spotkanie w sprawie tragicznego wypadku. Mieliśmy dwie godziny. Poszłam do pokoju, który dzieliłam z Justin’em w celu doprowadzenia się do ogólnego porządku. Pani Bieber wybrała się do pracy na późniejszą godzinę więc kiedy zeszłam wykąpana i ubrana w swoje ciuchy – już jej nie było. Justin siedział przy stole i czekał na mnie ze śniadaniem, które przygotowała wcześniej jego mama.
- Jak się czujesz? – zapytał uśmiechając się delikatnie.
- W porządku. Głowa już nie boli – również się uśmiechnęłam i oboje zabraliśmy się za jedzenie kanapek z pomidorem i sałatą. […]
Kiedy po dwudziestu minutach skończyliśmy, Justin umył talerze, a ja wybrałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i tępo patrzyłam się w ścianę jeszcze raz dokładnie analizując to, co być może będę musiała powiedzieć policji. Miałam jedynie nadzieję, że nie zapytają mnie o to, co działo się w moim domu… O tym na nie powiedziałabym im za żadne skarby świata! Po chwili poczułam ciężar chłopaka, który usiadł na kanapie blisko mnie.
- O czym myślisz? – zapytał, a ja spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Od razu domyślił się o co chodzi – Kochanie, spokojnie… Nie będzie aż tak źle. – złapał mnie za rękę – Będę przy tobie, a poza tym nic ci się przecież nie stanie. – uśmiechnął się delikatnie – Porozmawiajmy o czymś, co pozwoli ci chociaż na chwilę zapomnieć o tej sprawie.
- Czyli o czym? – spojrzałam na nasze dłonie.
- Hm… O nas? – bardziej stwierdził niż zapytał patrząc na mnie z uwagą.
Po wyrazie jego twarzy widać było, że od dawna chciał mi coś powiedzieć, a teraz chyba nastała ta chwila, w której odważy się wydusić z siebie wszystko. To były jedynie moje przypuszczenia, które po kilku krótkich sekundach patrzenia po sobie, potwierdziły się.
- Od kilku dni nie mogę przestać o tym myśleć… - odparł – Na razie nie chciałem ci o tym mówić, ale po prostu to wszystko nie chce wyjść z mojej głowy.
- Ale co? – zapytałam mimo tego, że po części domyślałam się o co mu chodzi. Sama nie wiedziałam, czy chcę to usłyszeć, ale trudno. Czasu nie cofniesz.
- Zakochałem się w tobie, Chels. Sam nie wiem kiedy. Nie wiem dlaczego, ale po prostu się w tobie zakochałem – rzekł wciąż trzymając moją dłoń.
Minęła bardzo długa chwila zanim mu odpowiedziałam. Jego wyznanie naprawdę mnie zszokowało. Nagle uświadomiłam sobie, że przez cały ten czas rzeczą, o jakiej chciałam mu powiedzieć było dokładnie to samo, co on powiedział mi przed momentem! Patrząc mu w oczy zastanawiałam się czy przyznać mu się do tego. Ale… niby dlaczego miałabym ukrywać przed nim swoje uczucia, skoro on otworzył się przede mną? Gdybym go odepchnęła, nie postąpiłabym przecież w porządku. Spuściłam głowę, tym samym odrywając się od jego czekoladowych oczu.
Przyznałam się.
Było ciężko, ale powiedziałam mu całą prawdę. Kocham go. To chyba nie jest nic złego? Chłopak po usłyszeniu tego uśmiechnął się i odetchnął z ulgą po czym mocno mnie przytulił. Ucieszyło mnie, że postąpił właśnie w ten sposób, a nie pocałował mnie. Zwykle takie początki źle się kończyły. Zaśmiałam się cicho pod nosem, co nie uszło uwadze chłopaka.
- No, przynajmniej się śmiejesz – również się zaśmiał – Tylko z czego? – zapytał zdenerwowany.
- Nie nic… Po prostu pomyślałam o czymś śmiesznym – uśmiechnęłam się i z powrotem wtuliłam się w jego tors.
Nadeszła godzina piętnasta trzydzieści. Mieliśmy trzydzieści minut na zjawienie się na komisariacie. Nie chciałam jechać samochodem więc poszliśmy na piechotę. W czasie drogi nie rozmawialiśmy o niczym. Justin jedynie trzymał moją dłoń i nucił coś pod nosem, podczas gdy ja… Właściwie nie robiłam nic. Po prostu szłam. O niczym nie myślałam. Zupełnie tak, jakbym wyłączyła całą siebie i była jedynie prowadzona przez chłopaka. Idąc w wyznaczonym celu żadne z nas, ani ja, ani Justin, nie wiedziało, że ten koniec może być początkiem czegoś zupełnie nowego. Czegoś, czego z pewnością nigdy nie zapomnę.
_ _ _ _ _
Sama nie wiem dlaczego napisałam ten rozdział w pierwszej osobie. :\ Jak zaczęłam, tak skończyłam.
Proszę wybaczyć mi długość rozdziału. Ech…
Jest taka mała, drobniusia sprawa.
Otóż… Zastanawiam się nad całkowitym zakończeniem tego opowiadania po dziesiątym rozdziale. Nie wiem czy ktoś jeszcze, oprócz trzech czytelniczek jeszcze wchodzi na tego bloga. Nie wiem! Nie wiem co w nim jest takiego, że wchodzi tu o większą połowę mniej ludzi niż na początku. Nie podoba wam się to opowiadanie? Dlaczego nie powiecie? Wystarczy jedno wasze słowo, a ja postaram się coś zmienić, by było lepiej. Musicie mi w tym pomóc! :C
PS. Nowy szablon wykonałam sama, z niewielką pomocą kodów CSS pochodzących z bloga by-elfaba.
- W telewizji prosili, by członek rodziny przebywający w mieście zgłosił się na policję. – powiedział.
- Nie znam nikogo z rodziny, kto jeszcze tutaj mieszka. Możliwe, że mogę być jedyna – odparłam cicho.
To było tak przytłaczające, że aż odechciewało mi się żyć. Ale trudno. Wierzyłam, że Justin nie opuści mnie teraz i pomoże mi w sprawach związanych z tym wypadkiem. Nawet nie musiałam go o to pytać. Od razu zadeklarował się, że pójdzie ze mną na posterunek i w razie potrzeby wyjaśni za mnie pewne sprawy. W końcu wiedział o mnie tak wiele!
Minęła godzina, a ja wreszcie poczułam się normalnie. Ból głowy minął więc swobodnie mogłam podnieść się z kanapy. Pattie już wcześniej zadzwoniła na posterunek i umówiła mnie oraz Justin’a na spotkanie w sprawie tragicznego wypadku. Mieliśmy dwie godziny. Poszłam do pokoju, który dzieliłam z Justin’em w celu doprowadzenia się do ogólnego porządku. Pani Bieber wybrała się do pracy na późniejszą godzinę więc kiedy zeszłam wykąpana i ubrana w swoje ciuchy – już jej nie było. Justin siedział przy stole i czekał na mnie ze śniadaniem, które przygotowała wcześniej jego mama.
- Jak się czujesz? – zapytał uśmiechając się delikatnie.
- W porządku. Głowa już nie boli – również się uśmiechnęłam i oboje zabraliśmy się za jedzenie kanapek z pomidorem i sałatą. […]
Kiedy po dwudziestu minutach skończyliśmy, Justin umył talerze, a ja wybrałam się do salonu. Usiadłam na kanapie i tępo patrzyłam się w ścianę jeszcze raz dokładnie analizując to, co być może będę musiała powiedzieć policji. Miałam jedynie nadzieję, że nie zapytają mnie o to, co działo się w moim domu… O tym na nie powiedziałabym im za żadne skarby świata! Po chwili poczułam ciężar chłopaka, który usiadł na kanapie blisko mnie.
- O czym myślisz? – zapytał, a ja spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Od razu domyślił się o co chodzi – Kochanie, spokojnie… Nie będzie aż tak źle. – złapał mnie za rękę – Będę przy tobie, a poza tym nic ci się przecież nie stanie. – uśmiechnął się delikatnie – Porozmawiajmy o czymś, co pozwoli ci chociaż na chwilę zapomnieć o tej sprawie.
- Czyli o czym? – spojrzałam na nasze dłonie.
- Hm… O nas? – bardziej stwierdził niż zapytał patrząc na mnie z uwagą.
Po wyrazie jego twarzy widać było, że od dawna chciał mi coś powiedzieć, a teraz chyba nastała ta chwila, w której odważy się wydusić z siebie wszystko. To były jedynie moje przypuszczenia, które po kilku krótkich sekundach patrzenia po sobie, potwierdziły się.
- Od kilku dni nie mogę przestać o tym myśleć… - odparł – Na razie nie chciałem ci o tym mówić, ale po prostu to wszystko nie chce wyjść z mojej głowy.
- Ale co? – zapytałam mimo tego, że po części domyślałam się o co mu chodzi. Sama nie wiedziałam, czy chcę to usłyszeć, ale trudno. Czasu nie cofniesz.
- Zakochałem się w tobie, Chels. Sam nie wiem kiedy. Nie wiem dlaczego, ale po prostu się w tobie zakochałem – rzekł wciąż trzymając moją dłoń.
Minęła bardzo długa chwila zanim mu odpowiedziałam. Jego wyznanie naprawdę mnie zszokowało. Nagle uświadomiłam sobie, że przez cały ten czas rzeczą, o jakiej chciałam mu powiedzieć było dokładnie to samo, co on powiedział mi przed momentem! Patrząc mu w oczy zastanawiałam się czy przyznać mu się do tego. Ale… niby dlaczego miałabym ukrywać przed nim swoje uczucia, skoro on otworzył się przede mną? Gdybym go odepchnęła, nie postąpiłabym przecież w porządku. Spuściłam głowę, tym samym odrywając się od jego czekoladowych oczu.
Przyznałam się.
Było ciężko, ale powiedziałam mu całą prawdę. Kocham go. To chyba nie jest nic złego? Chłopak po usłyszeniu tego uśmiechnął się i odetchnął z ulgą po czym mocno mnie przytulił. Ucieszyło mnie, że postąpił właśnie w ten sposób, a nie pocałował mnie. Zwykle takie początki źle się kończyły. Zaśmiałam się cicho pod nosem, co nie uszło uwadze chłopaka.
- No, przynajmniej się śmiejesz – również się zaśmiał – Tylko z czego? – zapytał zdenerwowany.
- Nie nic… Po prostu pomyślałam o czymś śmiesznym – uśmiechnęłam się i z powrotem wtuliłam się w jego tors.
Nadeszła godzina piętnasta trzydzieści. Mieliśmy trzydzieści minut na zjawienie się na komisariacie. Nie chciałam jechać samochodem więc poszliśmy na piechotę. W czasie drogi nie rozmawialiśmy o niczym. Justin jedynie trzymał moją dłoń i nucił coś pod nosem, podczas gdy ja… Właściwie nie robiłam nic. Po prostu szłam. O niczym nie myślałam. Zupełnie tak, jakbym wyłączyła całą siebie i była jedynie prowadzona przez chłopaka. Idąc w wyznaczonym celu żadne z nas, ani ja, ani Justin, nie wiedziało, że ten koniec może być początkiem czegoś zupełnie nowego. Czegoś, czego z pewnością nigdy nie zapomnę.
_ _ _ _ _
Sama nie wiem dlaczego napisałam ten rozdział w pierwszej osobie. :\ Jak zaczęłam, tak skończyłam.
Proszę wybaczyć mi długość rozdziału. Ech…
Jest taka mała, drobniusia sprawa.
Otóż… Zastanawiam się nad całkowitym zakończeniem tego opowiadania po dziesiątym rozdziale. Nie wiem czy ktoś jeszcze, oprócz trzech czytelniczek jeszcze wchodzi na tego bloga. Nie wiem! Nie wiem co w nim jest takiego, że wchodzi tu o większą połowę mniej ludzi niż na początku. Nie podoba wam się to opowiadanie? Dlaczego nie powiecie? Wystarczy jedno wasze słowo, a ja postaram się coś zmienić, by było lepiej. Musicie mi w tym pomóc! :C
PS. Nowy szablon wykonałam sama, z niewielką pomocą kodów CSS pochodzących z bloga by-elfaba.