czwartek, 17 stycznia 2013

Rozdział 5.



Po długiej opowieści, Chelsea nie wiedziała jak zakończyć to wszystko. Justin słuchał jej z taką uwagą i pilnością, jakiej nie widziała u nikogo innego! Sam chłopak nie wiedział co może jej powiedzieć. Było mu jej strasznie żal. Kiedy przestała już mówić zbliżył się do niej i mocno, z całej siły przytulił. Czuł, że już nigdy nie pozwoli jej wrócić do tamtego miejsca. Nie pozwoli by kiedykolwiek znów cierpiała.
- Nie masz pojęcia jak mi ulżyło – powiedziała, śmiejąc się cicho. Był to raczej nerwowy śmiech. Dziewczyna była bardzo zdenerwowana i zawstydzona. Po tym jak opowiedziała Justin’owi o gwałceniu przez jej własnego ojca, chłopak chciał jak najszybciej policzyć się z mężczyzną i nie wstydził się przyznać do tego dziewczynie. Chelsea natychmiast mu zabroniła tłumacząc, że to i tak nic nie da. Nie przeproszą jej, nie będą odczuwać żadnego żalu, czy smutku… […] Było już bardzo późno – dochodziła północ. Oboje byli tak zmęczeni, że zasnęli na jednym łóżku, co do tej pory się nie zdarzało, ponieważ Justin miał spać na dużym materacu, który przyłączony był do łóżka.

- Wiedziałem, że w końcu się przyda – zaśmiał się, a ciemnowłosa powtórowała mu.

Młoda Anderson obudziła się w środku nocy, około godziny trzeciej nad ranem. Miała koszmar. Chociaż… Czy „sen” w którym przeprowadzała podobną rozmowę co ostatnim razem ze swoją matką, można nazwać koszmarem? Podniosła się z łóżka i ubierając bluzę Justin’a wyszła na balkon. Czuła to zimno uderzające o ciepłą skórę jej twarzy i nóg. Mimo ciarek pojawiających się na jej skórze nie miała zamiaru wracać do pokoju. Usiadła na drewnianym krzesełku i oparła się o zimną belkę balkonu. Patrzyła w niebo i zastanawiała się, czy w sny, które przeżywa naprawdę wprowadza się jej matka, a ich rozmowa dzieje się równie prawdziwie jak fakt, że Chelsea mieszkała z Justin’em i Pattie. Westchnęła cicho przypominając sobie sen ze szpitala.

- Dlaczego mnie zostawiłaś?! Dlaczego nie walczyłaś? Gdyby nie to wszystko nie musiałabym tak postępować! - dziewczyna była zrozpaczona.
- To nie było tak, jak myślisz. To twój ojciec... – odparła jej matka nagle przerywając.

Brunetka wcześniej nie myślała, czy te słowa, wypowiedziane przez kobietę, są prawdziwe. A co jeśli tak? Co jeśli to przez ojca, matka Chelsea Anderson nie żyje? Do tej pory dziewczyna nigdy o tym nie myślała. Wstała z krzesła i wróciła do pokoju uznając, że jest w nim cieplej niż na dworze. Usiadła na łóżku obok chłopaka, który spał spokojnie uśmiechając się przez sen. Poprawiła leżącą na nim kołdrę i nakryła swoje nogi zostając we wcześniej ubranej bluzie chłopaka.

Nastał ranek. Chelsea zasnęła godzinę wcześniej wtulając się w ciepłe ubranie chłopaka. Justin otworzył oczy i przeciągnął się leżąc. Spojrzał na siedzącą obok dziewczynę z „zawieszoną” głową. Zdziwił się trochę na widok swojej bluzy na dziewczynie, postanowił ją przebudzić.
- Chels, może się połóż? Na pewno ci nie wygodnie…
- Co? Nie, już wstaję – spojrzała na zegarek i przetarła oczy, dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że ma na sobie bluzę Justin’a, którą założyła w nocy. Musiała mu się jakoś z tego wytłumaczyć, a nie chciała kłamać, dlatego też powiedziała całą prawdę.
- Nie, no w porządku. – uśmiechnął się – Przecież się nie gniewam. – dodał gładząc jej policzek. – Rozumiem to, co czujesz.
- Nic nie rozumiesz Justin. – odsunęła się od niego kawałek – Nie rozumiesz jak mi źle.. – spuściła głowę. – Wczoraj opowiedziałam ci wszystko z detalami o swoim życiu. Myślałam, że już wszystko będzie dobrze, ale obawiam się, że może być jeszcze gorzej niż wcześniej. – westchnęła ciężko.
- Obiecałem ci wczoraj, że już nigdy nie będziesz cierpiała – złapał ją za podbródek i zmusił wręcz do spojrzenia sobie w oczy – Nie ufasz mi? – jego głos brzmiał bardzo delikatnie, a jego oczy nie chciały, a wręcz nie mogły pozwolić na to, by Chelsea przestała się w nie wpatrywać. Dziewczyna westchnęła cicho i znów odwróciła głowę. Justin’a bardzo to zirytowało. Było mu smutno, że dziewczyna nie ma do niego zaufania, ale miał nadzieję, że z czasem się to zmieni. Musi być jedynie cierpliwy i pokazać jej, że naprawdę nie jest taki jak ludzie w jej poprzednim domu. O ile w ogóle można było nazwać ich ludźmi. Jej biologiczny ojciec – gwałciciel, przybrana matka – zupełne podobieństwo macochy kopciuszka, dziadkowie – udający chorobę, by tylko mieć pretekst do tego, by być w centrum uwagi. Bieber nie mógł zrozumieć jak można być kimś takim. Chelsea miała zaledwie osiemnaście lat, a w swoim życiu przeżyła pewnie dwa razy więcej niż ci jej „dziadkowie”. Anderson opowiadając chłopakowi o wszystkim naprawdę miała nadzieję, że od tamtej chwili całe jej życie się zmieni. Zmieniło się… jedynie na pięć krótkich minut. Później już wszystko wróciło. Szara rzeczywistość. Codzienne martwienie się, że gdzieś na ulicy może spotkać kogoś z tamtego domu. Chyba tego bała się najbardziej. Cieszyła ją jednak myśl, że ma obok siebie chłopaka, który zawsze ją obroni i choćby nie wiadomo co – nigdy nie dałby jej skrzywdzić.
- Ufam ci, Justin. – powiedziała cicho – Boję się jedynie, że przez takie zaufanie mogę cię skrzywdzić. Z resztą… Nie tylko ja, ale Oni także.
- Przecież oni nawet nie wiedzą gdzie jesteś!
- Owszem, ale w głębi duszy czuję, że mnie szukają. Że chcą, bym wróciła, a ja nie chcę tam wracać. Chcę być z tobą. Z tobą rozmawiać i przy tobie czuć się bardziej bezpieczna niż przy kimkolwiek innym. Ale jeśli Oni mnie znajdą… - Justin przerwał jej szybko.
- Chels… Dlaczego ty od razu widzisz wszystko w ciemnych barwach? Doskonale wiesz, że kiedy jesteś ze mną nic a nic ci się nie stanie, rozumiesz? – spojrzał w jej oczy – Nie pozwolę na to.
Długo patrzyli sobie w oczy delikatnie uśmiechając się w swoją stronę. Dla Chelsea cała ta chwila była dość krępująca, ale nie dla Justin’a. On uwielbiał patrzeć na nią. Kochał jej oczy, usta kiedy obdarzała go ciepłym, wdzięcznym uśmiechem. To samo można by powiedzieć o dziewczynie. Powiedzieć, że go lubiła to za mało. Ona go kochała. I choć ciężko było jej się do tego przyznać przed samą sobą nie chciała, albo też nie mogła odgonić od siebie tej myśli. Patrząc mu w oczy marzyła tylko o jednym. Justin myślał dokładnie o tym samym. Ale żadne z nich nie było w stanie zrobić tego pierwszego, małe kroku. Bali się? Być może. Wstydzili? Na pewno.
- Jest dwunasta, Pattie już pewnie pojechała do pracy – Chelsea wyrwała ich z transu w jaki oboje wpadli – Co zjadłbyś na śniadanie?
- Nie mów, że chcesz robić mi śniadanie – zaśmiał się cicho – Ja przygotuję – wstał z łóżka – Na co masz ochotę?
- Na coś niewykonalnego – odpowiedziała w duchu.
- Nie wiem, płatki z zimnym mlekiem? – uśmiechnęła się i z pomocą Justin’a również wstała z łóżka. Bieber nie puszczając jej dłoni przepuścił ją w drzwiach i tak oboje zeszli do kuchni, w której, o dziwo – znajdowała się Pattie.
- Mama? A co ty tu robisz o tej porze? – zapytał zdziwiony chłopak.
W odpowiedzi, Patricia Bieber podgłośniła jedynie mały telewizorek znajdujący się w kuchni.

„Dnia dzisiejszego w godzinach porannych, na skrzyżowaniu 48 ulicy zdarzył się tragiczny wypadek. Cysterna z paliwem odczepiła się uderzając przy tym dwa samochody jadące za i obok tira – głosił prezenter telewizyjny – Wśród ofiar śmiertelnych znajdują się cztery osoby” – i w tym samym momencie na ekranie pojawiły się zdjęcia… Zdjęcia „rodziny” Chelsea Anderson. Dziewczynie oczy natychmiast się zaszkliły, Justin i Patricia patrzyli na nią nieco zdziwieni. Dziewczyna ścisnęła mocno dłoń szatyna czując, że zaraz zemdleje. I tak się stało. Po kilku sekundach całkowicie urwał jej się film, poczuła jak odpływa i uderza głową o miękki tors Bieber’a. 





OD AUTORKI: Jeeej! Udało mi się dokończyć ten rozdział. Uwierzycie mi, jeśli powiem, ze w połowie rozdziału włączyła mi się blokada? :o Dosłownie! Zaczęłam pisać rozdział w poniedziałek, a skończyłam w czwartek rano. Normalnie porażka! Do tego pogoda zjechana. :c Złapała mnie choroba tydzień przed feriami, w przyszłym tygodniu 3 sprawdziany… nie wiem jak się wyrobię z dodaniem nowego rozdziału za tydzień, dlatego z góry mówię, że następny powinnam dodać gdzieś w ferie ( po 25.01 ). Pozdrawiam! ;)

2 komentarze:

  1. Na początku bardzo się ucieszyłam z tego, że Chelsea zaufała Justinowi i opowiedziała mu o swoim bolesnym życiu w domu, który pozostawiał wiele do życzenia. Widac,że jest jej bardzo trudno odnaleść się w nowej rzeczywistości dlatego tym bardziej dobra jest świadomość, że ma się kogoś zaufanego blbisko siebie, widać,też, że ich znajomość powoli przeradza się w coś głębszego,z czego również się cieszę, gdyż dziewczyna zasługuję na szczęście. Jednak ta koncówka mnie wstrząsnęła nie spodziewałam się, że jej rodzice zginą w takich okolicznościach, mimo, że przez nich tyle wycierpiała napewno będzie jej trudno pogodzić się z jej stratą.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wybacz,że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale gdzieś mi to umknęło i przez nawał pracy, zupełnie zapomniałam, że muszę skomentować.
    Cieszę się, że Chelsea opowiedziała wszystko Justin'owi. Wydaje mi się, że powinna poczuć się trochę lepiej, ale widocznie te wszystkie lata spędzone w pseudo domu strasznie ją zmieniły. Nadal jest zamknięta w sobie.
    A Justin? Jest tak strasznie opiekuńczy i troskliwy, że gdyby mi się przydarzyło spotkać tego chłopaka od razu bym się mu oświadczyła :) Chels powinna mu bardziej zaufać. To prawda, ufa mu, ale chyba tak nie do końca, prawda?
    Rodzina Chels miała wypadek, a jej było szkoda tych okrutnych ludzi, którzy traktowali ją jak niewolnicę? Ja na jej miejscu cieszyłabym się, że już nie będą dalej mnie szukać. Co prawda było by mi też trochę szkoda, ale tylko trochę, ponieważ śmierć nie jest niczym przyjemnym.
    Pozdrawiam, Asuria :*

    Ps. Trochę mi przykro, że uznałaś, że już nie czytam twojego bloga. Przecież nie skomentowałam tylko jednego posta...

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy